poniedziałek, 24 listopada 2014

Impossible

Jak ja nie lubię dwulicowych ludzi.... Ale do tego jeszcze wrócę :).

Studia. Wybierając kierunek niestety pokierowałam się rozumem, a nie sercem i teraz serce cały czas się odzywa. Ale kto by pomyślał, że mnie,  bardziej ciągnącą do nauk ścisłych z zainteresowań i serca, tak zafascynuje i spodoba się filozofia na studiach. Przedmiot, a konkretniej jeden wykład w tygodniu, który odgrywa chyba najmniejszą rolę na moim kierunku, ale jak bardzo relaksujący, ciekawy, dający przyjemność i to wcale nie jest tak jak ze skojarzeniem, które mamy widząc w planie zajęć: filozofia, myślę tu o negatywnym w pewnym stopniu skojarzeniu. Ja go miałam, ale na szczęście było ono mylne, bo pośród przedmiotów, które mam wrażenie często mało wnoszą do mojego życia i świata tym nie zmienię, chociaż akurat w tej dziedzinie zapewne to wszystko jest ważne, no ale niestety życia tym nikomu nie uratuje, a głos serca i kierunek jaki w nim jest właśnie by ratował. Ale cóż tam rozpamiętywać... . No więc filozofia - jestem na TAK ;). (Jakkolwiek dziwnie to brzmi :) ).

Taniec.  Kocham taniec. Chyba można tak powiedzieć, chociaż nigdy w bardzo profesjonalny sposób nie był w moim życiu. Miałam z nim kilka przygód, ale niestety te przygody najczęściej z winy trenera, instruktora kończyły się, ponieważ patrzył on na wszystko przez pryzmat pieniędzy, nie przez pryzmat pasji, jaką może być taniec. Dlatego nie lubię dwulicowych ludzi, miłych i chwalących aż do przesady, ze względu na chęć pozyskania np. pieniędzy, wtedy też chyba nieszczerych. I znów zaczynam swoją kolejną przygodę, i znów widzę na czym będzie ona polegała. Ale cóż, takie jest życie, taki jest dzisiejszy świat i trzeba się z tym pogodzić... .

Tacy są ludzie. Może to ja jestem dziwna i przewrażliwiona, bardzo możliwe, ale ostatnio poznałam pewną dziewczynę. Zdałam sobie sprawę z faktu, jak niektórzy przywiązują ogromną uwagę do tego co pomyślą o nich inni, często zupełnie obcy ludzie, żeby tylko się przypodobać. Analizują, poprawiają, tłumaczą, wpajają sobie to, że coś lubią, żeby przed kimś wypaść dobrze i o tym mówią. Mam wrażenie, że często w takich sytuacjach zatracają siebie, bo to co pomyśli ktoś inny jest ważniejsze od tego co naprawdę ta osoba czuje, jak funkcjonuje, co jest prawdą. Okłamuje sama siebie, nie ukazując na zewnątrz swojego prawdziwego ja. Żyjąc w świecie 'co pomyślą inni', pewnie rozmyślając o tym. Współczuję takim osobom. Oczywiście w pewnym stopniu może to jest normalne, może nawet ważne, żeby normalnie funkcjonować? Hmm... . Ale na pewno nie jest to dobre, jeśli występuje u kogoś w takim stopniu, w jakim doświadczyłam tego w tym przypadku.

A z drugiej strony mamy ludzi zupełnie otwartych, opowiadających szczerze o swoim życiu, o tym co im się przydarzyło. Życzliwych i zdziwionych życzliwością w stosunku co do nich, z którymi można porozmawiać na luzie, w interesujący sposób i dowiedzieć się ciekawych historii, nowych rzeczy. A może w grę tu wchodzi różnica narodowościowa... Bo ten drugi rodzaj ludzi, to przykład chłopaka z Londynu potrzebującego pomocy w pewnej sytuacji. Nie. To chyba jednak wszystko zależy tylko i wyłącznie od człowieka, nie w większym stopniu od miejsca zamieszkania czy innych okoliczności.

A co do poprzedniego wpisu. Przyszedł mi do głowy fragment piosenki:

I think I'll marry a stranger
That I met online
It's not that it's not love
It's just a sign of the times
Of the time


Właśnie, może to wszystko to 'tylko' znak czasu... .




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz