sobota, 21 lutego 2015

Stop

Ostatnio obchodzono rocznicę wyzwolenia Auschwitz. Natknęłam się na pewien artykuł, w którym to mówi kobieta, która przeżyła pobyt w obozie:

Raz nawet podczas długiej stójki na apelu, gdy akurat na apelu świeciło słońce i nikt nie bił, przemknęła mi przez głowę żałosna myśl, że spalą mnie w końcu w tym ogniu w krematorium i nawet nigdy nie zaznam miłosnego pocałunku.

A teraz pomyślmy... Jak do wydarzeń, które miały miejsce, w sumie to nie aż tak bardzo wiele lat temu, mają się nasze problemy, te mniejsze, te codzienne, które nie pozwalają na uśmiech wobec obcego przechodnia w zimowy dzień. Doceniamy to co mamy? Czy raczej potrafimy narzekać i widzieć więcej negatywów niż pozytywów w naszym życiu. Spróbujmy usiąść wygodnie i spojrzeć trzeźwo na to co nas otacza. Czy czegoś nam brakuje? A może oczekujemy zbyt wiele, a może sami powinniśmy się bardziej postarać? Bo pomimo tego, że wydarzenia te miały miejsce wiele lat temu, może nie dotknęły nas osobiście, pomyślmy o tych osobach i może po prostu doceńmy to co mamy? Byłam w Oświęcimiu kilka lat temu i naprawdę nie potrafię opisać odczucia jakie mi towarzyszyło chodząc pomiędzy pryczami i myśląc sobie jaka tragedia rozgrywała się tam kilkadziesiąt lat temu. A może stąpam po czyichś łzach, kroplach krwi, cierpieniu.... I możemy również podchodzić do tego, a co mnie to obchodzi? Przecież liczy się tu i teraz, mam swoje problemy, masę pracy, nauki i obowiązków, ale zatrzymajmy się na chwile, straćmy trochę naszego cennego czasu, niech to może na moment oderwie nas od obowiązków, a sprowadzi do rzeczywistości i docenienia tego co mamy, bo dla nas to wszystko to może być 'tylko', ale dla wielu 'aż'.


 
 
 

28 komentarzy:

  1. Wiesz co...tylko to teoria, teoria, która daje kopa na jakiś moment. Rozmawiałam o tym kiedyś z przyjaciółmi i doszliśmy już do jednego wniosku- wartościowanie w pewien sposób inni mieli gorzej, bo żyli w czasie wojny, inni mają gorzej, bo nie mają jedzenia, internetu, niczego po prostu- działa przez moment na większość ludzi. Dlatego, że jednak...jesteśmy sami w sobie, dla siebie wszechświatem, odczuwamy tylko to, co sami odczujemy- możemy mówić o empatii, współodczuwaniu, ale to nadal, przekładanie naszych własnych uczuć na inne istoty. Dlatego nie sposób nieraz wyjść poza swój wszechświat, swoje podwórko na więcej, niż na chwilę...bo nie znamy niczego innego. Możemy tylko przypuszczać, że znamy, martwić się o kogoś lub mówić- moje problemy są błahe przy jego przeżyciach. Ale to TWOJE problemy i tylko z nimi się borykasz, dlatego zawsze, w twoim wszechświecie, twój ból, twoje cierpienie czy inne emocje, czy właśnie owe problemy, będą najistotniejsze. Reszta to słynne żuki w pudełku Wittgensteina.
    Na chwilę możemy przestać narzekać, bo mamy wrażenie, że cudze życie na nas wpłynęło. Owszem, wpływa. Ale nadal jesteśmy w swoim świecie. Więc często to moment i...wracamy do siebie. Co wcale nie jest, z mojej perspektywy, złe. Jest ludzkie. Bo i też często działamy dzięki temu najbliżej siebie, czyniąc dobrze, żeby i nam było lepiej, zamiast bujać w obłokach:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, wiem i zdaję sobie sprawę z tego, że to tylko teoria, dająca chwilowego kopa ;).
      A jak myślisz kto pierwszy najpierw pomyślał 'I możemy również podchodzić do tego, a co mnie to obchodzi? Przecież liczy się tu i teraz, mam swoje problemy, masę pracy, nauki i obowiązków' ;). Po chwili jednak dało to tego kopa. Może nie tyle to, co jeszcze dwie inne postacie dają większego i nie stawiam tego na pierwszym miejscu, ale jak czasami, jeżeli mam wrażenie, że coś jest ponad moje możliwości, lubię pomyśleć o kimś, o czymś, co mimo wielu przeciwności udowadnia, że można i wtedy i ja myślę czy takie głupie 'coś' co wydaje się być ponad moje siły w danym momencie, naprawdę jest? I to czasami pozwala być motywacją do działania i to chyba bardziej z tej strony to odbieram ;). I to wszystko z największą korzyścią i pozytywnym wpływem na mnie ;).

      Usuń
    2. Jasne, też mówię, chwilowy kop dobra sprawa, ale po prostu nie da się na tym "rushu" funkcjonować na dłuższą metę. Co chwila by nas musiało coś kopać, a to z kolei chyba zakłóciłoby też nasze współodczuwanie nieraz :D
      A to które postacie, jeśli można zapytać? Czy to zbyt osobiste?

      Usuń
    3. Pewnie, nie da się, ale zawsze od czasu do czasu można sobie o nim przypominać ;).
      A pewnie, że można ;). To żadne hmm wyjątkowe postacie, jest wiele innych osób, które mogą być równie dobrze bardziej motywujące, ale u mnie na chwilę obecną, bo też nie czuję się bardzo do nich przywiązana, jak mówię na chwilę obecną to Hawking i Nick Vujicic. Pierwszego kojarzysz ;p, a drugiego zapewne też ;p. Z Nickiem to jest tak, że jego historia sama w sobie, no i to, że znalazł tę siłę, aby być w tym miejscu w jakim jest obecnie i w tym stanie psychicznym, bo też nie zawsze zgadzam się i przyklaskuję temu co mówi, a dużo tego co mówi opiera na kwestiach religijnych ;).

      Usuń
    4. Jasna spawa:) Na pewno to nie zaszkodzi no:)
      Owszem, kojarzę obu panów:) I wcale się nie dziwię, że to ich właśnie podziwiasz. Chociaż, mi zawsze się zapala taka obalająca podziw lampka, ale to ja, zawsze łapię jakiś cholerny dystans :D
      W ogóle, ma być jakoś w marcu w Poznaniu z tego co wiem, ale bliety są drogie jak cholera.

      Usuń
    5. Hm.... Nie tylko Tobie zapalają się takie lampki :D. Ja podchodzę do tego wszystkiego z pewnym dystansem, ale też czerpię z tego dla siebie pozytywy ;). Nie jestem wielkim fanem i nie śledzę ich każdego ruchu, wiem, że istnieją, działają - co najważniejsze, no i za to właśnie podziwiam.
      Ma być. Chyba nawet w kwietniu ;p. Na początku jakoś. Owszem, cena biletów bardzo zachęcająca :D. Mają być tam chyba też jeszcze inni mówcy, ale nie wiem dokładnie, nie wczuwałam się za bardzo.

      Usuń
  2. Myślałam, że dodałam komentarz, a najwyraźniej miałam go napisanego, przełączyłam kartę i zamknęłam. No cóż, nie będzie tak dobry, jak tamten, ale główna myśl to była o tym:
    Narzekać jest bardzo łatwo, a w życiu chodzi o to, że ma być trochę ciężko i trochę pod górkę. Każdy potrafi usiąść i ubolewać, ale mało kto potrafi wstać, ruszyć cztery litery i zrobić coś, by poprawić swoją sytuację, by nie mieć na co narzekać. Nie rozumiem logiki ludzi, którzy wolą siedzieć i narzekać, a nie pomyślą, że zrobienie czegokolwiek przyniesie większy zysk. Logika typowego cebulaka. W zeszłym roku postanowiłam nie narzekać. Nie powiem, że wykonałam zadanie w 100%, ale chociaż trochę mniej płaczę nad swoim losem. W tym roku również postanowiłam ograniczyć narzekanie. Jak się człowiek czymś zajmie to nie ma czasu narzekać nawet.
    Co do Oświęcimia - nigdy nie byłam, ale na pewno będę. Jest to jedno z kilku miejsc, które, choćbym nie wiem co, muszę odwiedzić. Z opowieści wiem, że atmosfera i emocje po prostu przeszywają do wnętrza, sama chciałabym to poczuć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, ja już jakiś czas temu zredukowałam moje narzekanie ;). Choć chyba nigdy nie było ono wyjątkowo wielkie. Przyzwyczailiśmy się do narzekania, a często jest tak, że sami sobie zapracowaliśmy na sytuację, dzięki której chce nam się narzekać, ale przecież jakoś chcemy się usprawiedliwiać, prawda? :) Ja już dawno z tym skończyłam, jeżeli jestem w jakiejś 'ciężkiej sytuacji' z własnej głupoty, lenistwa czy czegoś tam jeszcze to nie usprawiedliwiam się, a próbuję to naprawić, nie rozpaczam wtedy, bo przecież sama sobie na to zapracowałam, więc staram się jak najbardziej, aby to naprawić, jeśli się nie udaje to też nie będę płakać, a jedynie chyba wyciągać nauczkę na przyszłość. I właśnie tak jak napisałaś - wstać i ruszyć cztery litery. Niestety, niektórzy chyba tak myślą, że to narzekanie samo coś za nich zrobi, a przecież czas i życie nieubłagalnie przemija, trzeba się śpieszyć w pewnym sensie, żeby go wykorzystać i niczego, a może niezbyt wielu rzeczy w życiu żałować :).
      Dokładnie :). I trzymam kciuki za brak narzekania u Ciebie i za podbijanie swojego świata, o którym wspominałaś ostatnio u siebie :)).
      Ja byłam już kilka lat temu, ale chciałabym chyba pojechać kiedyś jeszcze raz. Atmosfera... Przede wszystkim ona. Wgl ostatnio jak były te obchody widziałam jakieś zdjęcia, nagranie i te wszystko przemówienia itd. były przed bramą śmierci... To było dla mnie straszne, chyba jakbym była osobą, która była w obozie, nie wiem czy bym potrafiła tak po prostu tam przyjść po raz kolejny i zwyczajnie zasiąść na krześle... I jeszcze na dodatek te tory...

      Usuń
  3. Właśnie - dużo sytuacji, na które potem można narzekać, wynika z ludzkiej głupoty i lenistwa. Zacytuję Kochanowskiego:
    'Cieszy mię ten rym: "Polak mądr po szkodzie":
    Lecz jesli prawda i z tego nas zbodzie,
    Nową przypowieść Polak sobie kupi,
    Że i przed szkodą, i po szkodzie głupi.".
    Ten fragment "Pieśni o spustoszeniu Podola" mówi sam za siebie ;).
    Powoli podbijam, przecież idę na szczyt, więc muszę powoli, czasem ryzykując ;)
    Ciarki mnie przeszły, gdy o tym napisałaś. Współczuję tym ludziom. Z jednej strony - odzyskali życie opuszczając Auschwitz, z drugiej strony - odbiło się to na psychice i dalsze życie nie było takie samo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrze jak już to sobie uświadomimy i nie użalamy się, a walczymy o poprawę sytuacji, ale tak jest dość rzadko, bo jednak niektórzy lubią okłamywać samych siebie, żeby to widzieć się w 'lepszym' świetle i móc użalać się nad sobą ;).
      No i fragment Kochanowskiego wszystko pięknie obrazuje :).
      I obyś utrzymała takie podejście! :))
      Nie było, ale z drugiej strony... Przecież przeżyli, zapewne stracili tam całe rodziny, ukochane osoby, ale przecież przeżyli, to mogłoby dać swego rodzaju kopa i powoli odbudowywać psychikę, przeżyli, aby coś jeszcze zrobić na tym świecie, mimo wielkich blizn jakie zapewne pozostawił ten okres ich życia.

      Usuń
  4. A ja myślę.. Że nie można tego tak porównywać. Każdy w życiu ma swoje tragedie, dla kogoś coś jest przytłaczające, coś co może doprowadzić do wielkiej depresji i człowiek może nie radzić sobie z życiem, a dla drugiego będzie to błahostką. Sama przeżyłam swoje tragedię, potrzebowałam rozmów, jakiegoś wsparcia i znalazłam go tylko w jednej osobie. Inni wzruszali ramionami i było to coś po prostu niczym, oni mieli większe problemy i tragedie życiowe typu niezdany egzamin. I czujesz przez moment gorycz,że ktoś nie docenił Twojej tragedii, ale dla nas też czyjaś 1 nie będzie problemem a ten ktoś powiesi się albo inaczej zabije bo to jego tragedia... Nie lubię wracania do historii, wojny i obozów. Ci ludzie się nacierpieli, ba! Przeżyli piekło... Ale dzięki władzy... Dzięki ludziom, którzy chcieli mieć więcej ziem. A my żyjemy w wolnym państwie, wiele zginęło za to byśmy mogli żyć tak i jestem wdzięczna, że ktoś bronił tego bym ja urodziła się i mogła mówić co chcę i uczyć się w ojczystym języku. Ale... Każdy ma swoje tragedie i przeżycia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz... Nie mam na myśli wielkiego rozpamiętywania tych tragedii, bo rzeczywiście one były, to przeszłość, jednak czasami takie zastanowienie się nad pewnymi sytuacjami może dać pewnego kopa do działania nam samym. Może uświadomić, że stać nas na wiele, powinniśmy próbować i nieustannie dążyć do tego o co walczymy, nie ustawać w działaniu, bo wiele nam sprzyja, a większość zależy tylko od nas samych.
      Oczywiście nie wrzucam wszystkich do jednego worka i nie mówię, że każdemu to musi pomagać, jednak ja czasami w chwili, w której wydaje mi się, że już nie dam rady (co jest zazwyczaj nieprawdą), jestem, wydawałoby się, na straconej pozycji, bo czasami nawet sama narobię sobie zbyt dużo zakrętów życiowych, wtedy myśląc o pewnych sytuacjach i osobach zdaję sobie sprawę, że dam sobie radę, stać mnie na to, a to, że raczej wolę robić wszystko sama i nie potrzebuję wielu ludzi wokół jeszcze bardziej mnie napędza, widząc efekt i uświadamiając sobie, że sama do tego doszłam :). Ukazuje mi to jaka naprawdę siła we mnie drzemie, trzeba tylko chcieć ją z siebie wydobyć :).
      I wiesz... Też doświadczyłam tego, że my możemy przeżywać osobistą tragedię, jednak ona już nie jest tak odczuwalna nawet przez naszych najbliższych, którzy często nie uświadamiają sobie tego co ta tragedia może dla nas znaczyć - właśnie mają swoje , z naszej perspektywy często błahe i pojawia się ta gorycz, o której piszesz, ale to też pokazuje, że te nasze tragedie są tak bardzo nasze i nigdy nie będą do końca zrozumiane przez drugiego człowieka, a jeżeli taki się pojawi, potrafi pocieszyć albo po prostu być z nami, powinniśmy to docenić :).

      Usuń
    2. Cóż, nie wiem co Ci odpisać teraz. Bo sama mam ogromną siłę i nie potrafiłabym patrzeć "ktoś przeżył coś gorszego i moja sprawa jest błaha" moje sprawy, to moje ważne sprawy, nic w moim życiu nie jest błahe - bo cenię sobie to życie i jest dla mnie niezwykle ważne. Nie potrzebuję poklasku i widowni, chodziło mi o to, że jak człowiek się zdecyduje w trudnej chwili i otworzy się to zamiast dostać dobre słowo to pozostaje ta gorycz niezrozumienia. Ot co... Tak czy siak, zawsze dawałam sobie radę sama. W wielu tragediach. I może tutaj mój wielki bagaż nic nie znaczy bo ktoś powie "o, a pani z obozu przeszła więcej" albo... "a ta sąsiadka z naprzeciwka miała trudniejsze życie", ale właśnie... To moje życie i nie pozwolę go też umniejszać. :P

      Usuń
    3. Oj nie, ja nigdy nie nazwę żadnej swojej sprawy błahą, bo jednak to zazwyczaj one są na pierwszym miejscu :). Błahymi nazwałam tragedie życiowe innych typu niezdany egzamin - wtedy przy naszych, może teoretycznie i praktycznie większych, ich egzamin może wydawać nam się błahy. Co wcale nie musi być prawdą, bo każdy ma swój bagaż. Ty masz swój, Pani z obozu ma swój, a tego nie da się jakkolwiek porównać, a nawet myślę, że nikt nie ma prawa, sami jeśli chcemy ok, to nasza osobista sprawa co robimy, ale inni, to byłoby bez sensu.
      Mimo ogromnej siły czasami może nadejść moment słabości, podczas którego trzeba ukazać tę siłę przed sobą po raz kolejny i ją podbudować, każdy ma na to inny sposób, Ty może czujesz tę siłę cały czas, nie potrzebujesz innych bodźców, ale jak widać każdy jest inny :).
      I przecież nikt nie mówi o poklasku i widowni, bo przecież chyba w trudnych chwilach to najmniej nas obchodzi, prawda? Niektórzy nawet w nietrudnych chwilach tego nie potrzebują :).
      'Tak czy siak, zawsze dawałam sobie radę sama' - dlatego napisałam, że te nasze osobiste tragedie są tak bardzo nasze, że tak naprawdę tylko my sami możemy sobie z nimi poradzić.

      Usuń
  5. Pewne rzeczy doceniamy dopiero wtedy, kiedy tracimy albo wiemy, że zaraz możemy stracić. Niestety, zbyt mało wdzięczności mamy za to, co otrzymujemy teraz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czasami po prostu za mało myślimy o tym jak wiele otrzymujemy od losu i jak wiele możliwości mamy, które niestety rzadko wykorzystujemy, w zamian za to nazbyt często lubimy sobie ponarzekać ;).

      Usuń
  6. Kochana Solitary,
    Wpadłam tutaj zupełnie przypadkiem, zapodziałam wcześniej gdzieś Twój adres i normalnie ten szablon mnie zmylił. Już miałam wychodzić, kiedy zauważyłam Twój nick. Wow. Rzadko kiedy udaje mnie się tak wprowadzić w błąd, okropna Ty ;p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Okropna ja? No wiesz ;p. Ostatnio dość często to słyszę :D. Wybacz, że aż tak wprowadziłam Cię w błąd ;). Ostatnio właśnie zmieniłam szablon, żeby sprawić aby to miejsce było takie jeszcze bardzie 'moje', no i powoli się staje ;). Ach i jak mogłaś zapodziać gdzieś mój adres! :D :D (żartuję oczywiście :) )

      Usuń
    2. A no mogłam przy przenosinach ;p Wybacz!

      Usuń
    3. No niech już będzie... Wybaczam! :D

      Usuń
    4. Oh, jaka Ty jesteś uprzejma ;*
      :)

      Usuń
    5. Dla pewnych wyjątków bywam :D.

      Usuń
  7. Nie wiem jak się do tego odnieść, bo w głowie krząta mi się dużo myśli. Hmm.. nie powinniśmy chyba porównywać naszych żyć z tymi, które trwały podczas wojny. Ja wiem, że łatwiej się teraz mówi, siedząc przed komputerem w ciepłym pokoju, jednak... Każda epoka, każde wydarzenie niesie ze sobą skutki... My mamy inne problemy, też poważne.. choć nieporównywalne do tychze tragedii. Chyba trzeba więcej myśleć o tym, co można ze swoim życiem zrobić, a nie tylko myśleć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hm... I po raz kolejny napiszę, że właśnie nie chodzi o wielkie rozpamiętywanie :). A o chwilowe zatrzymanie się, które po przemyśleniu może właśnie dać energii do dalszego działania, co poskutkuje wielkimi czynami! :D A przy okazji uświadomi, że stać nas na wiele :)

      Usuń
    2. A to, że stać nas na wiele to akurat wiem... Tylko każdy musi sobie jakąś własną motywacje odnaleźć :D

      Usuń
    3. Dokładnie, każdy musi się w jakąś wpasować i z niej czerpać ;).

      Usuń
  8. Już jakiś czas temu zaczęłam praktykować moje własne "5 minut" - raz w tygodniu staram się usiąść na chwilę i wyliczyć wszystkie rzeczy, za które jestem wdzięczna. Ostatnio nawet przez tydzień próbowałam co godzinę myśleć o jednej rzeczy, za które powinnam dziękować. Moje nastawienie zmieniło się tak diametralnie, że zadziwiło aż mnie! Wdzięczność zmienia człowieka :)

    dziennik-miedzymiastowy.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To Twoja 'własne 5 minut' po prostu napawa Cię optymizmem i zapewne daję chęć do działania :). Tak więc bardzo dobrze, że odnalazłaś taki sposób, bo czasami wokół tego co mamy, co nas rozpieściło i sprawiło, że często bardzo 'wygodnie, nam się żyje, wielu rzeczy nie doceniamy :).

      Usuń