Już niewiele czasu zostało do zmiany cyferki w dacie. Właśnie... Tylko cyferki. Dla mnie kolejny rok, który mamy zamiar przywitać za kilkanaście godzin to po prostu zmiana cyferki, nie przywiązuję do tego większej idei, nie myślę o tym jako ważnym wydarzeniu, niosącym za sobą przełom, wyznaczone cele, postanowienia. Nigdy ich nie robię, bo przecież zawsze jest dobry moment na zmiany lub na działania, które wcale nie muszą być wypisane w punktach na kartce, a później kolejno wykonywane. Takie jest moje odczucie, a przecież każdy z nas może mieć inne, równie dobre i zgodne z samym sobą. Może to po prostu dobry powód do świętowania, bo to teoretycznie jedyna taka noc w roku. Tak więc bawcie się, świętujcie, spędźcie tę noc w jak najlepszy dla Was sposób :).
A kończący się rok... Zleciał w mgnieniu oka, bo przecież pamiętam jak dziś, że jeszcze rok temu, trzydziestego pierwszego grudnia, wieczorem, trzeba było zorganizować kąpiel dla mojego psa, który z niewiadomych powodów był cały w czekoladzie. Tak... W czekoladzie i nie obyło się bez kąpieli.
Z roku na rok mam wrażenie, że te miesiące jakoś tak szybciej mijają. Może się starzeję...
A 2014... W pierwszym momencie myślę sobie, że chyba nie był dla mnie wyjątkowy, ale po chwili zastanowienia, mogę stwierdzić, że może jednak w niektórych aspektach był.
Początek roku był dość spokojny. Wypełniony sprawami związanymi z ważnymi egzaminami, odpowiednim przygotowaniem, osobistymi wyborami. Jednak egzaminy udało się zdać, więc to była już połowa sukcesu. Później było trochę zmartwień z racji problemów zdrowotnych mojego brata. Na początku wszystko wyglądało poważnie i tak było, jednak pobyt w szpitalu rozjaśnił to co było niepokojące i po tygodniu miałam już w domu tego samego Rozrabiakę co wcześniej. Jednak przez tę sytuację nie poszłam na teoretycznie ważne wydarzenie, którego wcześniej nie wyobrażałam sobie opuścić, ale jak widać te teoretycznie ważne rzeczy w naszym życiu, w moim mniemaniu pełniące funkcję dodatków, ważnych, ale jednak dodatków, nie zaważają na tym, na czym naprawdę nam zależy, bo w tamtym momencie zdrowie mojego brata było dla mnie najważniejsze. Mając u boku mamę, która szybko widzi wszystko w czarnych barwach, a często to już nawet nie widzi, bo wtedy też zalewa się łzami, trzeba podejmować męskie decyzje i działać, z nadzieją, że będzie dobrze :). Te wydarzenia uświadomiły mi po raz kolejny, obecność w moim życiu prawdziwego przyjaciela. Kolejne miesiące to okres podejmowania pewnych decyzji, dopinania wszystkiego na ostatni guzik. Koniec roku przyniósł dużo smutku, zwątpienia i pytanie, które zawsze towarzyszy w takich sytuacjach - dlaczego?
Jednak mimo wszystko ten rok dał mi wiele dobrego, może już w takim moim bardzo osobistym świecie. Chyba stałam się pewniejsza siebie. Silniejsza psychicznie, odporniejsza. Niektóre wydarzenia się do tego przyczyniły, ale też sama sobie na to zapracowałam i jestem z tego bardzo zadowolona, przede wszystkim z siebie. Kiedyś byłam inna. Bardziej przejmująca się tym co mnie otacza i biorąca sobie zbyt wiele słów do serca, często nieważnych, co widzę z dzisiejszej perspektywy, a wtedy przysparzających wiele rozmyślań. Pozbyłam się też w pewnym stopniu czegoś co kiedyś mnie bardzo denerwowało i towarzyszyło prawie na każdym kroku, a nawet jeżeli teraz to występuje, podchodzę do tego z dystansem, uśmiechem na twarzy. Może stałam się w niektórych aspektach trochę bardziej egoistyczna, jednak mi to nie przeszkadza. Nauczyłam się rozgraniczać to co jest dla mnie dobre, co warte jest mojej uwagi, a zredukowałam myśli, które mogą źle wpływać na moją psychikę i poczucie własnej wartości. Po prostu doszłam do takiego etapu, w którym jestem zadowolona z siebie, z tego jakim jestem człowiekiem pod każdym względem (choć wiem, że jeszcze wiele jest do doszlifowania) i nie zamierzam niczego w sobie zmieniać.
Zmieniło się coś jeszcze... Kilka lat temu (hm... może trzy), trafiłam na blog, osoby związanej z moimi ówczesnymi zainteresowaniami, czytałam go i nadal czytam, komentowałam, wszystko cały czas jakoś tak bardziej anonimowo, bo nic innego mi nie przychodziło do głowy, poprzez niego zaglądałam też na inne blogi. Jednak to ten pierwszy cały czas był głównym, który doprowadzał mnie też do innych, które z czasem stawały się równie ważne, bliskie, ciekawe. Pewnego dnia (zupełnie nie wiem jakim cudem, bo te dwa blogi to raczej dwa inne światy, które wtedy się nie pokrywały), trafiłam na blog Kordiana, którego blog, zapewne większość osób tu zaglądający zna. To wydarzenie mogę również uznać za wyjątkowe w tym roku, wnoszące wiele do mojego życia. Bo to On i jego słowa, z jego Króliczej Nory dużo mnie nauczyły, przede wszystkim cierpliwości i upatrywania w każdej sytuacji, nawet często tej krytycznej, czegoś dobrego. Zmieniły też moje podejście do świata, tego co dzieje się wokół, może w pewnym stopniu nauczyły i otworzyły oczy na to jak żyć. Przysporzyły wiele emocji, wzruszeń, radości, uśmiechu i niestety smutku. O tym wszystkim można byłoby pisać w nieskończoność. Jestem zaszczycona tym, że mogłam poznać chociaż cząstkę wyjątkowej historii, tworzonej przez tak wyjątkowego, niepowtarzalnego w dzisiejszym świecie człowieka, jakim był Kordian.
Jego blog stał się, obok tamtego, chwilowo zawieszonego tym pierwszym, który odwiedzałam, odwiedzałam też blogi innych osób, niektórych z Was, czasami tutaj u mnie komentujących. I wiecie co... Z perspektywy osoby czytającej, tak obok, anonimowo, sprawiacie wrażenie jednej wielkiej, wspierającej się blogowej rodziny, w której aż dziwnie było komentować, dorzucając tę obcą, anonimową cegiełkę i to jest naprawdę piękne. Teraz widzę, że światy tych dwóch blogów i innych im towarzyszących, które odwiedzam powoli zaczynają się przenikać.
Po latach czytania, wzięłam się za pisanie. Żeby tak jak w moim pierwszym wpisie stwierdziłam, zacząć wypuszczać te stosy myśli, kłębiących się czasami w głowie. Tak więc również to zmieniło się w 2014.
A kończący się rok... Zleciał w mgnieniu oka, bo przecież pamiętam jak dziś, że jeszcze rok temu, trzydziestego pierwszego grudnia, wieczorem, trzeba było zorganizować kąpiel dla mojego psa, który z niewiadomych powodów był cały w czekoladzie. Tak... W czekoladzie i nie obyło się bez kąpieli.
Z roku na rok mam wrażenie, że te miesiące jakoś tak szybciej mijają. Może się starzeję...
A 2014... W pierwszym momencie myślę sobie, że chyba nie był dla mnie wyjątkowy, ale po chwili zastanowienia, mogę stwierdzić, że może jednak w niektórych aspektach był.
Początek roku był dość spokojny. Wypełniony sprawami związanymi z ważnymi egzaminami, odpowiednim przygotowaniem, osobistymi wyborami. Jednak egzaminy udało się zdać, więc to była już połowa sukcesu. Później było trochę zmartwień z racji problemów zdrowotnych mojego brata. Na początku wszystko wyglądało poważnie i tak było, jednak pobyt w szpitalu rozjaśnił to co było niepokojące i po tygodniu miałam już w domu tego samego Rozrabiakę co wcześniej. Jednak przez tę sytuację nie poszłam na teoretycznie ważne wydarzenie, którego wcześniej nie wyobrażałam sobie opuścić, ale jak widać te teoretycznie ważne rzeczy w naszym życiu, w moim mniemaniu pełniące funkcję dodatków, ważnych, ale jednak dodatków, nie zaważają na tym, na czym naprawdę nam zależy, bo w tamtym momencie zdrowie mojego brata było dla mnie najważniejsze. Mając u boku mamę, która szybko widzi wszystko w czarnych barwach, a często to już nawet nie widzi, bo wtedy też zalewa się łzami, trzeba podejmować męskie decyzje i działać, z nadzieją, że będzie dobrze :). Te wydarzenia uświadomiły mi po raz kolejny, obecność w moim życiu prawdziwego przyjaciela. Kolejne miesiące to okres podejmowania pewnych decyzji, dopinania wszystkiego na ostatni guzik. Koniec roku przyniósł dużo smutku, zwątpienia i pytanie, które zawsze towarzyszy w takich sytuacjach - dlaczego?
Jednak mimo wszystko ten rok dał mi wiele dobrego, może już w takim moim bardzo osobistym świecie. Chyba stałam się pewniejsza siebie. Silniejsza psychicznie, odporniejsza. Niektóre wydarzenia się do tego przyczyniły, ale też sama sobie na to zapracowałam i jestem z tego bardzo zadowolona, przede wszystkim z siebie. Kiedyś byłam inna. Bardziej przejmująca się tym co mnie otacza i biorąca sobie zbyt wiele słów do serca, często nieważnych, co widzę z dzisiejszej perspektywy, a wtedy przysparzających wiele rozmyślań. Pozbyłam się też w pewnym stopniu czegoś co kiedyś mnie bardzo denerwowało i towarzyszyło prawie na każdym kroku, a nawet jeżeli teraz to występuje, podchodzę do tego z dystansem, uśmiechem na twarzy. Może stałam się w niektórych aspektach trochę bardziej egoistyczna, jednak mi to nie przeszkadza. Nauczyłam się rozgraniczać to co jest dla mnie dobre, co warte jest mojej uwagi, a zredukowałam myśli, które mogą źle wpływać na moją psychikę i poczucie własnej wartości. Po prostu doszłam do takiego etapu, w którym jestem zadowolona z siebie, z tego jakim jestem człowiekiem pod każdym względem (choć wiem, że jeszcze wiele jest do doszlifowania) i nie zamierzam niczego w sobie zmieniać.
Zmieniło się coś jeszcze... Kilka lat temu (hm... może trzy), trafiłam na blog, osoby związanej z moimi ówczesnymi zainteresowaniami, czytałam go i nadal czytam, komentowałam, wszystko cały czas jakoś tak bardziej anonimowo, bo nic innego mi nie przychodziło do głowy, poprzez niego zaglądałam też na inne blogi. Jednak to ten pierwszy cały czas był głównym, który doprowadzał mnie też do innych, które z czasem stawały się równie ważne, bliskie, ciekawe. Pewnego dnia (zupełnie nie wiem jakim cudem, bo te dwa blogi to raczej dwa inne światy, które wtedy się nie pokrywały), trafiłam na blog Kordiana, którego blog, zapewne większość osób tu zaglądający zna. To wydarzenie mogę również uznać za wyjątkowe w tym roku, wnoszące wiele do mojego życia. Bo to On i jego słowa, z jego Króliczej Nory dużo mnie nauczyły, przede wszystkim cierpliwości i upatrywania w każdej sytuacji, nawet często tej krytycznej, czegoś dobrego. Zmieniły też moje podejście do świata, tego co dzieje się wokół, może w pewnym stopniu nauczyły i otworzyły oczy na to jak żyć. Przysporzyły wiele emocji, wzruszeń, radości, uśmiechu i niestety smutku. O tym wszystkim można byłoby pisać w nieskończoność. Jestem zaszczycona tym, że mogłam poznać chociaż cząstkę wyjątkowej historii, tworzonej przez tak wyjątkowego, niepowtarzalnego w dzisiejszym świecie człowieka, jakim był Kordian.
Jego blog stał się, obok tamtego, chwilowo zawieszonego tym pierwszym, który odwiedzałam, odwiedzałam też blogi innych osób, niektórych z Was, czasami tutaj u mnie komentujących. I wiecie co... Z perspektywy osoby czytającej, tak obok, anonimowo, sprawiacie wrażenie jednej wielkiej, wspierającej się blogowej rodziny, w której aż dziwnie było komentować, dorzucając tę obcą, anonimową cegiełkę i to jest naprawdę piękne. Teraz widzę, że światy tych dwóch blogów i innych im towarzyszących, które odwiedzam powoli zaczynają się przenikać.
Po latach czytania, wzięłam się za pisanie. Żeby tak jak w moim pierwszym wpisie stwierdziłam, zacząć wypuszczać te stosy myśli, kłębiących się czasami w głowie. Tak więc również to zmieniło się w 2014.
A 2015 ? Już wkrótce zobaczymy co przyniesie, miejmy nadzieję, że wiele dobrego i za dwanaście miesięcy będziemy mogli dobrze go wspominać :).
Do zobaczenia w przyszłości, kiedy będziemy starsi
I będziemy mieli mnóstwo historii do opowiadania
I będziemy mieli mnóstwo historii do opowiadania