poniedziałek, 22 grudnia 2014

A w kuchni czuję się jak ryba w wodzie...

Ten tytuł to tak trochę na przekór ;). Każda osoba znająca moje podejście do tego tematu głośno by się zaśmiała słysząc takie zdanie z moich ust :).

Bo jak dla mnie gotowanie jest tylko i wyłącznie stratą czasu, a jakbym mogła żyć bez jedzenia,  jedzenie byłoby przyjemnością, nie przynoszącą żadnych korzyści, to szczęśliwie żyłabym bez niego :).  (Jakkolwiek dziwnie to wszystko zabrzmiało :) )

Mam w swojej kuchni zasadę - jak najszybciej i jak najmniej inwazyjnie :). Chociaż czasami w piątki, mając czas, juz po zajęciach, odpoczynku, przygotowuje sobie coś naprawdę często przerastającego moje możliwości i wtedy jestem dla siebie pełna podziwu, zresztą nie tylko ja :D.

Jednak też często pomimo wielu chęci i ambitnych planów mało mi z tego wszystkiego wychodzi, bo wielkiego talentu kulinarnego również nie posiadam, chociaż to że po prostu tego nie lubię przewyższa w tym zestawieniu. I tak mogę przytaczać wiele ciekawych przypadków moich kulinarnych popisów...  Jednym z ciekawszych był tort, który postanowiłam zrobić... Na sam koniec postawiłam juz tylko na wygląd i wycinałam biszkopt, odmierzajac idealną równość cyrklem! :] Czasami różne pomysły przychodzą do głowy ;).

A na ten temat zebrało mi się jak usłyszałam rozmowę mojej mamy i siostry, dotyczącą oczywiście świątecznych przygotowań i ciast między innymi... Więc słysząc to wysunęłam tylko jedno życzenie, jednak mama stwierdziła, że to zły pomysł, po czym ja stwierdzilam, dobrze sama zrobię! ( co mialo być raczej szantażem i zachętą dla mamy). Na co moja siostra zareagowała: wiesz I. Ty nie bierz się za robienie ciasta, bo ono i tak nie wyjdzie, po czym tata dołożył I. zrobi zakalec numer jeden!

I to nie jest tak, że moi najbliżsi we mnie nie wierzą :D. To były rozmowy raczej z  uśmiechem na twarzy, poł żartem poł serio. Bo przecież każdy w mojej rodzinie zna moje zdolności i uwielbienie do gotowania. Tak wiec ja wracam do swojej przedświątecznej funkcji, czyli nic nie robienia, dotrzymywania towarzystwa, czekania aż w końcu będzie Wigilia i ubieranie choinki z moim małym bratem. I szczerze... Niech już będzie po świętach i niech ze wszystkich zejdzie to świąteczne ciśnienie, bo czasami jest ono zabawne, a czasami zwyczajnie męczące ;). Niech każdy je przeżyje na swój sposób, ale niech już będą...






Bardzo czegoś ostatnio żałuje, ale przecież czasu niestety nie wrócę. A może nie warto tak o tym myśleć... Tylko jak tu nie myśleć, jak to samo cały czas siedzi w głowie.

14 komentarzy:

  1. Ja nienawidzę pichcić! No po co stać w kuchni X godzin, robić coś, tylko po to zeby w ciągu trzech minut to wpieprzyć? ;-; szczytem moich możliwości, przełamaniem mojego lenistwa jest zrobienie sobie frytek :P bo kanapki to szybko rachu ciachu, jak już to wolę zamówić :<

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W tej kwestii dobrze się rozumiemy ;). I masz zupełną rację! Dlatego towarzyszy mi taka zasada :D.
      A wyobrażasz sobie to, że mój współlokator, facet robił ostatnio kluski śląskie! Przeraziłam się jak to zobaczyłam... :D A najgorsze w tym wszystkim jest to, że mu wyszły całkiem dobre ;D.
      Zrobienie sobie frytek? I nie myślisz o takich mrożonych, które tylko wrzuca się do piekarnika ?? ;p
      Wiesz u mnie jest jeszcze taki problem, że jestem bardzo wybredna i niestety nie lubię wielu rzeczy, a na dodatek czytam składy na etykietkach i jak coś ciekawego tam wyczytam, to nigdy w życiu tego nie zjem :). Już chyba wolę być głodna... ;D.

      Usuń
  2. Miałam kiedyś podobne nastawienie jak Ty, byle łatwiej, byle szybciej :D ale łyknęłam bakcyla i powoli uczę się tworzyć małe cuda w kuchni :)

    naczytane.blog.pl

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gratuluję zmiany podejścia! :). Patrząc na Twój przykład, mogę mieć jeszcze nadzieję, że i mi się coś kiedyś w tej kwestii odmieni :).

      Usuń
  3. jestem tego zdania, że "NIC NA SIŁĘ", ja jak mam wybierać między pieczeniem a gotowaniem... to wolę gotować :) choć za specjalnie za tym też nie przepadam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie to już ani pieczenie, ani gotowanie ;). Tylko jakoś muszę przetrwać to studenckie życie, więc trzeba kombinować na różne sposoby :).

      Usuń
  4. Wiesz, kiedyś miałam tak samo jak Ty ;p Tzn. nie lubię kuchni, nadal...ale zaczęłam swoją przygodę z ciastami ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widzisz... To dobrze, że znalazłaś coś co sprawia Ci przyjemność i pewnie są lepsze efekty niż w moim wykonaniu ;). U mnie chyba jeszcze musi trochę czasu upłynąć, żeby się do tego przekonać ;).
      Alee bardzo lubię jeść i nauczyłam się robić naleśniki! Za każdym razem z przepisem :D. Ale wszystkim smakują i podobno robię najlepsze :). Więc już znalazłam jakiś pozytyw :).

      Usuń
    2. O! Dokładnie ;p Ja z kolei nie potrafię (jeszcze!) naleśników xD

      Usuń
    3. Na wszystko przyjdzie czas ;). Na naleśniki u Ciebie też ;).
      Jakby coś mogę polecić świetny przepis! ;D

      Usuń
    4. Okej :) Zatem napisz mi go prywatnie ;p

      Usuń
  5. A ja gotować uwielbiam i naprawdę, bez ironii, czuję się w kuchni jak ryba w wodzie:) Choć..nigdy nie myślałam, gdy tak będzie. W wieku 19 lat jeszcze nie potrafiłam nawet zrobić jajecznicy :D Ale potem jakoś tak się potoczyło, że Mąż nie zawsze mógł gotować, bo więcej go w domu nie było niż mnie i po malutku do gotowania się przyłożyłam..do tego moi bliscy przyjaciele dwaj w gotowaniu byli od zawsze zakochani, więc nauczyli mnie tego i owego. I okazało się, że jak zajebiście wychodzi, to gotowanie może być zajebistą przyjemnością. I jak ja to mówię, gotowanie jest dla każdego, skoro ja się też nauczyłam :D
    Ale tak swoją drogą...dla każdego co innego. Jedni genialnie gotują, inni lepiej sprzątają i może być już niezły podział obowiązków tak szczerze mówiąc. Więc czasem, też nie ma się co na siłę gdzieś pchać, ba, rzeknę wręcz, że to bywa bardzo rozsądne rozwiązanie:)
    U mnie na szczęście tego ciśnienia nie ma...
    I muszę ci coś wyznać. Uwielbiam zakalec :D

    Czasu nie wrócisz, ale cóż...myśli też muszą mieć swój czas na oswojenie przecież.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz... Ja myślę, że mi pewnie też to się kiedyś zmieni, ale jak na razie zazdroszczę Tobie ;D. Tylko, że dla mnie to jest naprawdę strata czasu ;D. To wszystko przez studia, na których cały czas coś, ale jak już wspominałam, jak mam chwilę, to coś fajnego wykombinuję :). I uwielbiam naleśniki! Nauczyłam się je robić i mi (zazwyczaj :D) wychodzą, zawsze z przepisem, ale to już i tak krok w dobrą stronę ;D.
      I faceci... Oni często potrafią naprawdę dobrze gotować! To jest dopiero tragedia :D Jak wiedzą wszystko lepiej, wszystko im wychodzi i mają jakieś takie wyczucie...
      Wiesz... U mnie to ciśnienie chyba takie na normalnym, dość znośnym poziomie, żeby po prostu wszystko było przygotowane i się udało ;). Ja tam się z nich śmieję i rozweselam ;).
      No muszę Ci przyznać, że ma taki swój wyjątkowy smak! :D Czyli następnym razem jak coś nie wyjdzie, wiem już kogo zapraszać na zakalec ;D.

      A myśli cały czas sprzeczne, z jednej strony żałuję, z drugiej, a może nie ma czego. Trudno... Życie toczy się dalej :).

      Usuń