Bo jak dla mnie gotowanie jest tylko i wyłącznie stratą czasu, a jakbym mogła żyć bez jedzenia, jedzenie byłoby przyjemnością, nie przynoszącą żadnych korzyści, to szczęśliwie żyłabym bez niego :). (Jakkolwiek dziwnie to wszystko zabrzmiało :) )
Mam w swojej kuchni zasadę - jak najszybciej i jak najmniej inwazyjnie :). Chociaż czasami w piątki, mając czas, juz po zajęciach, odpoczynku, przygotowuje sobie coś naprawdę często przerastającego moje możliwości i wtedy jestem dla siebie pełna podziwu, zresztą nie tylko ja :D.
Jednak też często pomimo wielu chęci i ambitnych planów mało mi z tego wszystkiego wychodzi, bo wielkiego talentu kulinarnego również nie posiadam, chociaż to że po prostu tego nie lubię przewyższa w tym zestawieniu. I tak mogę przytaczać wiele ciekawych przypadków moich kulinarnych popisów... Jednym z ciekawszych był tort, który postanowiłam zrobić... Na sam koniec postawiłam juz tylko na wygląd i wycinałam biszkopt, odmierzajac idealną równość cyrklem! :] Czasami różne pomysły przychodzą do głowy ;).
A na ten temat zebrało mi się jak usłyszałam rozmowę mojej mamy i siostry, dotyczącą oczywiście świątecznych przygotowań i ciast między innymi... Więc słysząc to wysunęłam tylko jedno życzenie, jednak mama stwierdziła, że to zły pomysł, po czym ja stwierdzilam, dobrze sama zrobię! ( co mialo być raczej szantażem i zachętą dla mamy). Na co moja siostra zareagowała: wiesz I. Ty nie bierz się za robienie ciasta, bo ono i tak nie wyjdzie, po czym tata dołożył I. zrobi zakalec numer jeden!
I to nie jest tak, że moi najbliżsi we mnie nie wierzą :D. To były rozmowy raczej z uśmiechem na twarzy, poł żartem poł serio. Bo przecież każdy w mojej rodzinie zna moje zdolności i uwielbienie do gotowania. Tak wiec ja wracam do swojej przedświątecznej funkcji, czyli nic nie robienia, dotrzymywania towarzystwa, czekania aż w końcu będzie Wigilia i ubieranie choinki z moim małym bratem. I szczerze... Niech już będzie po świętach i niech ze wszystkich zejdzie to świąteczne ciśnienie, bo czasami jest ono zabawne, a czasami zwyczajnie męczące ;). Niech każdy je przeżyje na swój sposób, ale niech już będą...
Bardzo czegoś ostatnio żałuje, ale przecież czasu niestety nie wrócę. A może nie warto tak o tym myśleć... Tylko jak tu nie myśleć, jak to samo cały czas siedzi w głowie.
Ja nienawidzę pichcić! No po co stać w kuchni X godzin, robić coś, tylko po to zeby w ciągu trzech minut to wpieprzyć? ;-; szczytem moich możliwości, przełamaniem mojego lenistwa jest zrobienie sobie frytek :P bo kanapki to szybko rachu ciachu, jak już to wolę zamówić :<
OdpowiedzUsuńW tej kwestii dobrze się rozumiemy ;). I masz zupełną rację! Dlatego towarzyszy mi taka zasada :D.
UsuńA wyobrażasz sobie to, że mój współlokator, facet robił ostatnio kluski śląskie! Przeraziłam się jak to zobaczyłam... :D A najgorsze w tym wszystkim jest to, że mu wyszły całkiem dobre ;D.
Zrobienie sobie frytek? I nie myślisz o takich mrożonych, które tylko wrzuca się do piekarnika ?? ;p
Wiesz u mnie jest jeszcze taki problem, że jestem bardzo wybredna i niestety nie lubię wielu rzeczy, a na dodatek czytam składy na etykietkach i jak coś ciekawego tam wyczytam, to nigdy w życiu tego nie zjem :). Już chyba wolę być głodna... ;D.
Miałam kiedyś podobne nastawienie jak Ty, byle łatwiej, byle szybciej :D ale łyknęłam bakcyla i powoli uczę się tworzyć małe cuda w kuchni :)
OdpowiedzUsuńnaczytane.blog.pl
Gratuluję zmiany podejścia! :). Patrząc na Twój przykład, mogę mieć jeszcze nadzieję, że i mi się coś kiedyś w tej kwestii odmieni :).
Usuńjestem tego zdania, że "NIC NA SIŁĘ", ja jak mam wybierać między pieczeniem a gotowaniem... to wolę gotować :) choć za specjalnie za tym też nie przepadam :)
OdpowiedzUsuńU mnie to już ani pieczenie, ani gotowanie ;). Tylko jakoś muszę przetrwać to studenckie życie, więc trzeba kombinować na różne sposoby :).
UsuńWiesz, kiedyś miałam tak samo jak Ty ;p Tzn. nie lubię kuchni, nadal...ale zaczęłam swoją przygodę z ciastami ;)
OdpowiedzUsuńWidzisz... To dobrze, że znalazłaś coś co sprawia Ci przyjemność i pewnie są lepsze efekty niż w moim wykonaniu ;). U mnie chyba jeszcze musi trochę czasu upłynąć, żeby się do tego przekonać ;).
UsuńAlee bardzo lubię jeść i nauczyłam się robić naleśniki! Za każdym razem z przepisem :D. Ale wszystkim smakują i podobno robię najlepsze :). Więc już znalazłam jakiś pozytyw :).
O! Dokładnie ;p Ja z kolei nie potrafię (jeszcze!) naleśników xD
UsuńNa wszystko przyjdzie czas ;). Na naleśniki u Ciebie też ;).
UsuńJakby coś mogę polecić świetny przepis! ;D
Okej :) Zatem napisz mi go prywatnie ;p
UsuńOk :).
UsuńA ja gotować uwielbiam i naprawdę, bez ironii, czuję się w kuchni jak ryba w wodzie:) Choć..nigdy nie myślałam, gdy tak będzie. W wieku 19 lat jeszcze nie potrafiłam nawet zrobić jajecznicy :D Ale potem jakoś tak się potoczyło, że Mąż nie zawsze mógł gotować, bo więcej go w domu nie było niż mnie i po malutku do gotowania się przyłożyłam..do tego moi bliscy przyjaciele dwaj w gotowaniu byli od zawsze zakochani, więc nauczyli mnie tego i owego. I okazało się, że jak zajebiście wychodzi, to gotowanie może być zajebistą przyjemnością. I jak ja to mówię, gotowanie jest dla każdego, skoro ja się też nauczyłam :D
OdpowiedzUsuńAle tak swoją drogą...dla każdego co innego. Jedni genialnie gotują, inni lepiej sprzątają i może być już niezły podział obowiązków tak szczerze mówiąc. Więc czasem, też nie ma się co na siłę gdzieś pchać, ba, rzeknę wręcz, że to bywa bardzo rozsądne rozwiązanie:)
U mnie na szczęście tego ciśnienia nie ma...
I muszę ci coś wyznać. Uwielbiam zakalec :D
Czasu nie wrócisz, ale cóż...myśli też muszą mieć swój czas na oswojenie przecież.
Wiesz... Ja myślę, że mi pewnie też to się kiedyś zmieni, ale jak na razie zazdroszczę Tobie ;D. Tylko, że dla mnie to jest naprawdę strata czasu ;D. To wszystko przez studia, na których cały czas coś, ale jak już wspominałam, jak mam chwilę, to coś fajnego wykombinuję :). I uwielbiam naleśniki! Nauczyłam się je robić i mi (zazwyczaj :D) wychodzą, zawsze z przepisem, ale to już i tak krok w dobrą stronę ;D.
UsuńI faceci... Oni często potrafią naprawdę dobrze gotować! To jest dopiero tragedia :D Jak wiedzą wszystko lepiej, wszystko im wychodzi i mają jakieś takie wyczucie...
Wiesz... U mnie to ciśnienie chyba takie na normalnym, dość znośnym poziomie, żeby po prostu wszystko było przygotowane i się udało ;). Ja tam się z nich śmieję i rozweselam ;).
No muszę Ci przyznać, że ma taki swój wyjątkowy smak! :D Czyli następnym razem jak coś nie wyjdzie, wiem już kogo zapraszać na zakalec ;D.
A myśli cały czas sprzeczne, z jednej strony żałuję, z drugiej, a może nie ma czego. Trudno... Życie toczy się dalej :).